Noclegi

Stadnina koni huculskich i gospodarstwo agroturystyczne Serednie zaprasza w Bieszczady do malowniczej dawnej wsi Serednie Małe obecnie zamieszkałej tylko przez jedną rodzinę. Nasze podwórko to ok 50 ha – góra, dolina i strumień. Teren po którym wolno biegają konie. Nie zamykamy ich w stajni bo hodujemy nasze hucułki systemem tabunowym bezstajennym.

Tu naprawdę można odpocząć od miejskiego zgiełku, pobyć blisko natury - zjeść prawdziwe jabłko dawnej odmiany, napić się wody z kranu, posłuchać śpiewu ptaków, posiedzieć przy ognisku patrząc w rozgwieżdżone niebo i oczywiście pobyć blisko koni- pojeździć na nich, poprzytulać się do nich.

Między innymi u nas kręcono serial Wataha. Wykupując nocleg w domu gospodarzy można spać w serialowym domu matki Gauzy.

Oferujemy noclegi dla grup a w wakacje obozy jeździeckie w warunkach schroniskowych najniższy standard PTTK – mamy większy domek tzw.: Kuźnię z 15 miejscami noclegowymi i mniejszy z 6- tzw.: mały domek. W kuźni jest w pełni wyposażona kuchnia z piecem opalanym drewnem, kuchenką gazową, małą lodówką. Można się ogrzać przy otwartym kominku opalanym drewnem.

Noclegi na piętrze na materacach wojskowych plus jedna prycza no dole- trzeba mieć własne śpiwory. W małym domku są tylko miejsca do spania- dwa na pryczach i 4 na antresoli razem 6 miejsc i mały stoliczek.

Goście nocujący w kuźni i małym domku mają do dyspozycji prysznice i umywalki w osobnym drewnianym budynku oraz wychodek. Latem w kuźni mieszkają uczestnicy organizowanych przez nas obozów jeździeckich, poza wakacjami zapraszamy także grupy i osoby indywidualne.

Gości indywidualnych oraz rodziny zapraszamy także do naszego domu rodzinnego mamy pokój- dwu, trzy i czteroosobowy – razem 9 miejsc. Jedna łazienka z prysznicem i wanną a druga tylko z sedesem i umywalką. Zapraszamy przez cały rok – noclegi tylko z wyżywieniem. Staramy się gotować dobrze i zdrowo. Oczywiście można skorzystać z jazd konnych- nauki, doskonalenia jazdy, jazd na ujeżdżalni i w terenie z instruktorem.


Karolina Smoleńska

Nasze konie

Konie huculskie pochodzące z Huculszczyzny, która dała nazwę tej rasie, są jedyną polską rasą, która dobrze aklimatyzuje się w warunkach górskich. Trudne warunki bytowania, czyli długie śnieżne zimy, górzysty teren i zróżnicowana, czasem uboga, pasza utrwalają pierwotne cechy tej rasy. Dzięki temu hucuły hodowane w Bieszczadach w warunkach bezstajennych są odporne na choroby, dobrze wykorzystują każdą paszę, są tanie w utrzymaniu. Ponadto nasza stadnina prowadzi hodowlę w systemie tabunowym - ogier przez cały rok przebywa z klaczami, pełni nie tylko rolę ogiera zagrodowego, ale także przewodnika stada.

Nasi goście - głównie dzieci młodzież i studenci uczestniczący w obozach jeździeckich oraz goście indywidualni i rodziny z dziećmi mogą doświadczać końskiego towarzystwa niemal bez przerwy. Budzi ich rżenie koni i widok pasących się hucułów w porannej mgle albo nawet koński łeb zaglądający do okna. Potem skoro świt wyruszają na jazdy i jeżeli konie nie są blisko domu trzeba jeszcze ich poszukać na 50 hektarowym terenie stadniny. W ciągu dnia jest czas na przytulanie i pieszczoty ze źrebakami. A te garną się do ludzi jak małe psiaki. Wieczorem, znów dzielni jeźdźcy dosiadają hucułów i wędrują na ich grzbietach przez górskie szczyty. A mają gdzie wędrować, bowiem stadnina SEREDNIE położona jest w opustoszałej, zamieszkałej dziś tylko przez naszą rodzinę wiosce Serednie Małe u stóp Otrytu, najdzikszego z bieszczadzkich pasm górskich.

Kiedyś mieszkało tu niemal 300 osób, a dziś, jak to niektórzy mówią, cisza aż dźwięczy w uszach i tylko w wakacje miejscowość ożywa, jakby, choć na chwilę wstąpił w nią dawny duch. Ale nie tylko w góry można wybierać się na końskim grzbiecie, niedaleko mamy także Zalew Soliński oraz rezerwatową dolinę Sanu. A ponieważ stadnina i jej okolica mieści się w Parku Krajobrazowym Doliny Sanu, który jest ostoją dzikich zwierząt-dużych ssaków, płazów, gadów i ptaków-można tu spotkać niedźwiedzia, rysia, żubra przy leśnym paśniku czy też węża Eskulapa, salamandrę plamistą, orła przedniego, puszczyka uralskiego czy bociana czarnego. Prócz ciekawostek przyrody i pięknego otoczenia poznawanego z końskiego grzbietu niezwykle istotny jest doskonały kontakt z koniem, na który pozwala stosowana u nas jazda na oklep.


Karolina Smoleńska

Serednie Małe

Wieś Serednie Małe, leży u stóp Otrytu od południa, oraz Wańka Działu od strony wschodniej. Aby tam dojść należy od Polany iść drogą (2,5km). Przy pierwszych zabudowaniach Chrewtu będzie tablica: Stadnina Serednie - 2,5km. Wioska jest najmniejszą miejscowością w Bieszczadach, obecnie zamieszkuje ją tylko jedna rodzina, ktora prowadzi hodowlę koni huculskich w systemie tabunowym bezstajennym. Jest to ośrodek hodowli zachowawczej, uczestniczący w programie hodowlanym ochrony zasobów genetycznych koni huculskich. Przyjezdnym gospodarze proponują zakwaterowanie w drewnianej bacówce zwanej Kuźnią z kuchnią i kominkem opalanymi drewnem, spanie na materacach w sali ogólnej (trzeba mieć własne śpiwory), prysznice i umywalki w osobnym budynku. Dodatkowo noclegi w małym domku. Dla bardziej wymagających noclegi w domu - pokoje 2,3 i 4 osobowe i wspólna łazienka z gospodarzami. W domu tylko noclegi z wyżywieniem w kuźni i małym domku poza okresem wakacyjnym mozliwość wykupienia samych noclegów bez wyżywienia. Specjalna oferta w okresie Noworocznym i Wielkanocnym.

Warunki tu co prawda niewyszukane ale atmosfera wyjątkowa i niepowtarzalna pozwalająca na odpoczynek od wielkomiejskiego zgiełku. Jazdy pod okiem doświadczonego instruktora prowadzone są na oklep co daje doskonały kontakt z koniem. Ośrodek jest afiliowanym przy PTTK , można tu zdobyć popularną odznakę jeździedzką oraz zaliczyć część bieszczadzkiego szlaku konnego. Z historii Seredniego - po raz pierwszy Serednie Małe wymieniane jest w 1580 roku w dziale dóbr należących do Kmitów jako wieś na prawie wołoskim. Serednie po ukraińsku znaczy "średnie", a dodatek "małe" wziął się stąd, że istniała już wieś o nazwie Serednie (obecnie Serednie Wielkie, między Kalnicą a Tarnawą Górną). Pomiędzy 1910 a 1921 rokiem ziemie należące do dworu zostały rozparcelowane, a ziemię wykupili dawni jej współwłaściciele.

Serednie Małe było zaściankiem polskiej szlachty zagrodowej. Mieszkało tu ok. 10 szlacheckich rodzin o nazwiskach min.: Jastrzębscy, Cichońscy, Kowalscy, Michalscy, Radwańscy, Wiśniowscy, Kwiatkowscy, Skowrońscy i Domańscy. W 1921r. we wsi było 36 domów, gdzie mieszkało 240 osób, w tym: 89 wyznania rzymskokatolickiego, 144 wyznania grekokatolickiego oraz 7 wyznania mojżeszowego. W czasie spisu podało narodowość polską 100 osób, rusińską 140 osób. W 1944r. 8 osób z rodzin: Cichonskich, Kwiatkowskich, Jastrzębskich i Michalskich zginęła z rąk banderowców. Serednie, historia najnowsza - Witek kupił tu ziemię w 1991. Przez dwa lata nocował w namiocie a zimę spędzał z końmi na Krywem i w Polanie . Wtedy był wspólnikiem Staszka Myślińskiego z Polany.

Od 1992 prowadzone są tu obozy jeździeckie. W 1993r. stanęła bacówka dla gości zwana kuźnią (projekt oryginalnej kuźni pochodził ze zbiorów archiwalnych skansenu w Sanoku). Kuźnia stanęła w rekordowym tempie trzech dni. Obecny dom budowany był za to trzy lata, od wiosny 1995r. Witek na stałe przebywa w Serednim z końmi. Dom został poświęcony w 1996r przez ks.J.Talika.

Wśród licznych gości byli praktykanci z Poznania i Warszawy. Po roku jedna z praktykantek została w Serednim na stałe a ten sam proboszcz pobłogosławił jej małżeństwo z Witkiem. W 1998r. urodził się Miłosz, a w 2000 Nina. Zaczęli prowadzic całodzienne wyżywienie dla gości latem, zbudowali ziemną piwnicę, nadbudowaną domkiem dla gości. Powstała wolnostojaca łazienka dla gości z prysznicami i umywalkami z ciepła wodą uzyskiwaną dzieki energii słonecznej. Mieli panele elektryczne i agregat prądotwórczy oraz małą l odówkę na gaz. Rok 2003 to wielkie święto dla mieszkańców Seredniego, bowiem ich jednorodzinna wioska została wreszcie zelektryfikowana i od 07.10.2003r. cieszą się energią z sieci, choć większość gości narzeka, że Serednie jest już bliżej cywilizacji


Karolina Smoleńska

Niedźwiedź w Bieszczadach

Na styku Pogórza Karpackiego i Bieszczadów, kędy wartko spływa potok Głuchy, kędy serpentynami wiedzie nowa doga od Czarnej, przez Polanę, Bukowiec, Wołkowyję, do połączenia z tzw. obwodnicą, gdzie na ogół po ludnych ongiś wioskach pozostały zdziczałe sady i rozmaitym chwastem zarosłe pola – tam od niedawna terror sprawowały dwa zwyrodniałe niedźwiedzie. Zwyrodniałe, albowiem „działające” wbrew ustalonej na świecie wiedzy o zwyczajach niedźwiedzi. Profesor Szafer stwierdził swego czasu, iż niedźwiedź stać się może krwiożerczy jedynie w okresie kilku miesięcy wiosennych, kiedy jest wygłodniały po zimowej drzemce, a runa leśnego, czym przeważnie się odżywia, jeszcze nie ma.

Tymczasem nasze niedźwiedzie bieszczadzkie i pogórzańskie zaczynają krwawy rozbój – na przekór nauce – właśnie u schyłku lata i jesieni zabijają w ciągu roku przeciętnie piętnaście sztuk bydła domowego. Szczególnie sterroryzowana była wieś Polana, tam bowiem od łapy niedźwiedzi zginęło kilkadziesiąt jałówek, krów i byków. Zrazu czynił on to ukradkiem, nocą, z dala od siedzib ludzkich, potem coraz śmielej zapędzał się aż do zabudowań, ostatniego zaś rozboju dokonał w obecności ludzi. Oto pewnego dnia pod wieczór w połowie września 1970 roku na bitej drodze koło Smolnika nad Sanem niedźwiedź zabił krowę i nie ustępował gromadzie ludzkiej, która starała się drągami, kamieniami i krzykiem odpędzić zbója Uszedł dopiero przed samochodem ciężarowym i ostrymi światłami jego reflektorów. We wsi Polana osiadł przed paru laty przybysz z Poznańskiego z czterema na schwał synami.

Kupili 8 ha gruntu, wydzierżawili na miejscu nie istniejącej już wsi Serednie rozległe pastwiska, pobudowali tam krytą zagrodę dla bydła wypasowego, wiosną kupili kilkadziesiąt cielaków. Ale oto pierwsze uderzenie. W pogodny dzień sierpniowy 1970 r., po południu, pomiędzy pasące się na zboczu bydło wpada z olszynowych zarośli ogromny niedźwiedź, uderzeniem łapy w kręgosłup zwala byka wagi prawie pół tony, niemal w biegu rozrywa go i ściąga w gęstwinę leśną nad potokiem. Najmłodszy z Jezierskich, bo tak się zwą owi przybysze, zapędził struchlałe bydlęta do zagrody pod dachem, zamknął je i co sił popędził do odległej o 2 km siedziby rodzinnej. Kiedy niebawem zjechali całą siłą, z byka została ledwie połowa. Strata co najmniej 10 000 zł.

Mijają dwa tygodnie. Jest piątek 20 sierpnia. Dzień pogodny, godzina 16. Dwóch braci pilnuje stada. Dwa psy: owczarek i wilczur u nogi. I nagle z gęstej olszyny wypada olbrzymi morderca. Uderzeniem łapy powala byczka. Reszta bydła instynktownie ustawia się rogami do dzikiego zwierza. Psy zjeżyły sierść, lecz struchlałe nie ruszyły z miejsca. Od spłoszonego stada odbija byk okazały, jak tamten sprzed dwóch tygodni, kryje się gdzieś w gąszczu nad potokiem. Bracia podnoszą wrzask, biegną z kijami w dłoni ku zbójowi, ten zaś, widać to i słychać, zły, bo warczy i porykuje, a nadto gwałtownymi ruchami łamie gałęzie po drodze. Niezbyt spiesznie uchodzi jednak między stare śliwy, które już poprzednio obżarł z owocu do szczętu, a potem w gęsty las bukowy. Bracia szukają jakiś czas byka, który odbił się ze strachu od stada, ale go nie znajdują. Zabierają bydło do obory w Polanie. Ciężko zraniony byczek (250 kg) powlókł się jeszcze na własnych nogach, ale niebawem padł – łopatkę miał zgruchotaną. Wrócili szukać byka. Jednak ani tego wieczoru, ani dnia następnego nie znaleźli. Dopiero na trzeci dzień. Leżał w potoku, podobnie jak pierwsza ofiara, zżarty do połowy.

Strata Jezierskich w ciągu owych dwóch tygodni sierpnia wyniosła 25 000 złotych. Nad ranem trzeciego września inny niedźwiedź (ten sam jednakże, który po zabiciu krowy w Smolniku w ub. Roku ustąpił z pobojowiska dopiero przed reflektorami samochodu) zabił w Lutowiskach uwiązanego na łańcuchu konia chłopskiego, następnego zaś dnia, znowu w Smolniku –jałówkę ze stada PGR. Skończyły się wreszcie ich zbójeckie wypady. Po kolei wytropili je leśnicy, skusili podrzuconą w odpowiednie miejsca padliną. Przynętę przywiązali łańcuchami do pnia buka. Niedźwiedź podszedł, czuł jednak pismo nosem, bo gdy urwał połeć koniny, umknął w głąb lasu. Łakomstwo go zgubiło. Kiedy bowiem wrócił po resztę i długo mocował się z łańcuchami – z ukrytej „ambony’ padł strzał. Inżynier Władysław Pepera, słynny w Bieszczadach „wilczarz”, to znaczy mający na sumieniu najwięcej ubitych wilków – otrzymał zezwolenie ministra leśnictwa na zlikwidowanie zbójów. Jeden zginął późnym wieczorem, drugi innego dnia nad ranem. Od tego czasu spokój nastał na Pogórzu Karpackim, a więc po północnej stronie Otrytu. Wprawdzie otrzymuje się pewne odszkodowanie, ale kłopotu z tym i straty wiele mimo wszystko.


Izbicki Roman, Rozbój i Kara (w jego bloku artykułów "Bieszczady - kraina prawie egzotyczna"). Miesięcznik Poznaj Swój Kraj 4/73

Bieszczady

Coraz częściej jesteśmy zmęczeni miastem - jego zgiełkiem, hałasem, ruchem. Żyjemy w ciągłym pędzie dlatego coraz chętniej wypoczywamy w spokoju na łonie natury z dala od cywilizacji. Właśnie w takim miejscu znajduje się Stadnina koni huculskich Serednie. W Bieszczadach w dolinie u stóp najdzikszego ich pasma czyli Otrytu. Nasza góra i dolina to obszar niemal 50 ha. Na terenie mamy również przyjemnie szemrzący strumyk.

Kiedyś była tu wieś dziś jest to najmniejsza wioska w Polsce - najmniejsza bo mieszka tu tylko jedna rodzina. My i nasza zwierzęta - przede wszystkim konie no i koty. Od dwudziestu paru lat zajmujemy się hodowlą koni huculskich oraz organizacją obozów jeździeckich, przyjmujemy grupy a także rodziny i osoby indywidualne. Noclegi z wyżywieniem, nauka jazdy konnej, jazda na ujeżdżalni i w terenie oraz oferta „Huculski świat” dla grup zorganizowanych. Jeździmy na oklep bez siodeł co jest bezpieczniejsze i daje lepszy kontakt z koniem.

Poza jazdami konie zawsze można poprzytulać , pobyć z nimi - są bardzo przyjazne, ciekawskie, garną się do człowieka. Nie ma tu czyszczenia koni, sprzątania stajni - nasze hucułki żyją w systemie tabunowym bez stajennym, nigdzie ich nie zamykamy mają swoją przestrzeń.
U nas możesz mieć problem z zasięgiem, możesz też nie mieć internetu lub będzie on bardzo słaby, ale budzi cię rżenie koni oraz śpiew ptaków.

Wieczory spędzasz przy ognisku pod rozgwieżdżonym niebem, wodę możesz pić z kranu, zaparzyć rosnącej wszędzie mięty, zjeść jabłko starej odmiany jak malinówka czy szara reneta - nie będzie wielkie jak ze sklepu ale na pewno zdrowe bo nie pryskane.

Jak będziesz miał szczęście zwłaszcza poza sezonem możesz zobaczyć niedźwiedzia, wilka czy żubry które zimą podjadają siano naszym koniom! Miejsce jest naprawdę malownicze, nagrywano już u nas kilka programów, teledysk oraz odbyło się kilka sesji ślubnych.

Ponoć w Bieszczady jedzie się tylko raz a potem już wraca. Nasi stali goście są tego doskonałym przykładem.


Do zobaczenia!
Karolina Smoleńska